Zatrważająca wręcz skuteczność, brak woli walki w wielu spotkaniach oraz brak rozgrywającego w zespole to główne mankamenty piłkarzy Astry Krotoszyn w tej rundzie widziane oczami kibiców. Niestety futbolistów klubu ze stolicy powiatu nie tłumaczy nic, ani statystyka, ani zaprezentowany poziom.
Warto przypomnieć, że w 14 spotkaniach piłkarskiej wiosny 2015/2016 (mecz z Pogonią Nowe Skalmierzyce rozegrano awansem w listopadzie u.r.- przyp. red.) konto Asterki ,,wzbogaciło się” o zaledwie 11 punktów. 12 został nam zabrany po weryfikacji meczu z Odolanovią Odolanów. Okazało się, że działacze Astry nie stanęli wtenczas na wysokości zadania i wystawili do gry nieuprawnionego zawodnika. I tak zamiast cieszyć się z ważnego oczka, kibice znów musieli przełknąć gorzką pigułkę. Oczywiście każdy kij ma dwa końce i można stwierdzić, że nie popełniają błędów, jedynie ci którzy nic nie robią. Dziś pozostaje walka w kaliskim okręgowym związku piłki nożnej o naprawienie tej pomyłki. Jednak lista zaniedbań i błędów w tej rundzie była długa. Zawiedli zwłaszcza piłkarze. Na nic zdały się hurraoptymistyczne zapowiedzi oraz deklaracje poszczególnych graczy wygłoszone podczas oficjalnej prezentacji kadry naszego zespołu w dniu 18 marca. Brylował w tym zwłaszcza napastnik Adam Staszewski. Zapowiadał walkę o koronę króla strzelców kaliskiej okręgówki. Niestety były to deklaracje na wyrost. W pierwszym spotkaniu z czerwoną latarnią ligi Pelikanem Grabów co prawda ustrzelił hatricka, ale później było już tylko gorzej. Dość powiedzieć, że ostatni raz pokonywał portero rywali 1 maja 2016r. W pozostałych 7 spotkaniach ani razu nie wzniósł rąk w geście triumfu. Do tego podczas całej rundy zmarnował niezliczoną ilość tzw. setek przyprawiając sympatyków o palpitację serca także swoją nonszalancką postawą. Jednak nie ponosi on całej winy. Zabrakło mu również wsparcia kolegów. Pozyskany przed tą rundą Jędrzej Paczków nie może się bowiem poszczycić żadnym trafieniem dla niebiesko-białych. Jedyne potencjalne trafienie głową w meczu z Odolanovią nie zostało uznane przez arbitra spotkania Piotra Maruchę, po odgwizdaniu wątpliwej pozycji spalonej przez sędziego pomocniczego Paulinę Nikodem. Zresztą mecz ten rozgrywany w ramach przedostatniej kolejki był bardzo reprezentatywny dla tej rundy. Trójka sędziowska spóźniła się i mecz rozpoczął się z ok. 10 min. opóźnieniem. Pewnym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy był fakt, że arbitrzy tego dnia sędziowali 3 godziny wcześniej mecz w ramach B-klasy. Przyjazd z oddalonego ok. 60 km Opatówka zajmuje sporo czasu. Do tego działacze Asterki nie zadbali o obserwatora. Stawka meczu była olbrzymia, Astra walczyła wówczas jeszcze o swój ligowy byt. Zmęczeni sędziowie popełniali rażące błędy m.in. nie uznali bramki Paczkowa oraz nie zdecydowali o karnym dla zespołu z Odolanowa. Odgwizdano również masę ofsajdów, które widzieli jedynie sami sędziowie. Także tłumaczenia po meczu nie przystroją sędziom piłkarskim, a mówienie że było ,,fifty-fifty” nie ma nic wspólnego z duchem gry. Ale wracając do tego przeciętnego spotkania, w którym o wynik kibice drżeli do samego końca, widząc większą kulturę gry u naszych przeciwników, na nielicznych sympatyków czekała kolejna atrakcja- brak spikera. Zresztą nie była to pierwsza tego typu sytuacja w sezonie. Pod koniec rundy działacze zdecydowali o tej zaskakującej zmianie. Każdy z widzów mógł postawić się w tej roli i sam zdecydować czy jego brak jest istotny dla odbioru piłkarskiego widowiska. Niestety, piszę to z bólem- w czasie trwania rundy zawiedli właściwie wszyscy piłkarze. Wyjątek stanowią bramkarze. Zarówno Patryk Wojtkowiak, jak i pozyskany przed tą rundą Tomasz Kaźmierczak spełniali należycie swoje zadania. Do pewnego czasu na słowa pochwały mogła liczyć także formacja obronna. Jednak najwyższa przegrana od czasów gry w kaliskiej klasie okręgowej 7:0 ze Stalą Pleszew spowodowała, że tu także ocena musi być negatywna. Dość powiedzieć, że Astra skończyła rozgrywki zdobywając w całym sezonie w 30 spotkaniach łącznie 34 punkty i legitymując się ujemnym bilansem bramkowym -12 (29:41). Pozwoliło to klubowi zająć ostatecznie 10 miejsce. Dlatego obserwując poczynania zespołu najwierniejsi sympatycy przez cała rundę patrzyli z niepokojem na tabelę i życzyli sobie jednego: spokojnego utrzymania. Ale czego można było chcieć więcej. Poza portero, grającym trenerem Januszem Maryniakiem, kapitanem Mateuszem Marciniakiem a także walczącym o każdą piłkę Mateuszem Nowakiem i w niektórych spotkaniach graczami linii defensywnej, zespół prezentował się fatalnie. Na zielonej murawie widać było zbieraninę piłkarzy, a nie zespół skoncentrowany na zdobywaniu podczas kolejnych spotkań 3 punktów. A runda nie tak miała wyglądać. Zarząd w przerwie pomiędzy rozgrywkami zdymisjonował w niezbyt elegancki sposób trenera Marcina Kałużę. Nowy duet szkoleniowców Dariusz Hylewicz i ikona klubu Maryniak mieli zagwarantować progres wyników klubu z Krotoszyna i wygrzebanie się z 9 miejsca w tabeli. W tym zadaniu miał pomóc nowy skład zespołu. Pozyskano 6 graczy, w tym kilku młodzieżowców, odeszła armia zaciężna z Ostrowa Wlkp. i mający często swoje zdanie Hubert Wronek. Do rozgrywek nie włączono także leczącego uraz Marcina Ciesielskiego i Adriana Sójkę. Okazało się jednak po raz kolejny, że zmiany nie gwarantują sukcesu. Tym razem to do naszego zespołu uśmiechnęło się szczęście. Rywalizujący o szczebel wyżej zespoły z naszego regionu Victoria Ostrzeszów i Polonia Kępno utrzymały się na tym etapie rozgrywek i do utrzymania wystarczyło zajęcie 10 lokaty.
Zresztą ta runda była pełna paradoksów. Od wielu lat zarząd pod przewodnictwem prezesa Grzegorza Wiertlewskiego zasłużył na pochwały za swoją postawę. To przecież w ostatnich miesiącach pozyskano nowych sponsorów. Niebiesko-białych zdecydowały się wspierać lokalne firmy oraz przedsiębiorcy: PPH Ewa S.A czy Deteem Danuty Szpurtacz. Sponsorem technicznym został także KiK. Te ruchy spowodowały optymizm w sercach sympatyków naszego zespołu. Wierni kibice docenili również inny gest- przekraczania stadionu przy ul. Sportowej za darmo podczas końcówki sezonu. Niestety nie szło to w parze ze zwyżką formy sportowej. Dziś sezon 2015/2016 odchodzi do historii. Trzeba wymazać go z pamięci, jednocześnie wyciągając konstruktywne wnioski. Astrze potrzebna jest rewolucja, której domagają się najgłośniej kibice piszący pod pseudonimach na stronie internetowej naszego teamu. To oni już podczas sezonu namawiali trenera do zmiany ustawienia, podjęcia ryzyka podczas wielu spotkaniach z zespołami nie wybijającymi się poza szarą przeciętność kaliskiej klasy okręgowej. Nie jestem jednak pewien ich ogólnej konkluzji mówiącej, że wszystko się zmieni po zmianie szkoleniowców. Gdyby recepta na sukces była taka prosta, Astra rywalizowała by już dawno w rozgrywkach IV ligi, a może nawet III ligi. Na pewno cały zarząd musi dziś zakasać rękawy. Mariusz Ratajczak powinien namówić na grę w naszym klubie kilku nowych futbolistów na czele z rozgrywającym. Inaczej kibice znów będą tęsknić i wspominać gracza na miarę Krzysztofa Gościniaka. To on niejednokrotnie swoją osobą oraz nieprzeciętnymi umiejętnościami potrafił wpływać na losy spotkań. Wielu też marzy o szczęśliwym zakończeniu sagi z pozyskaniem pomocnika Norberta Burkata. Ekipie potrzebny jest wreszcie ,,kiler” pola karnego. Wszak cel na kolejny sezon jest jasny: jest nim gra o awans do IV ligi, a nie utrzymanie się w okręgówce. A poziom tej ostatniej zapewne będzie wyższy niż w tym roku. Z IV ligi spadły bowiem teamy Orła Mroczeń i Piasta Kobylin. Zapowiadają się zatem elektryzujące mieszkańców derby powiatu. Ale dopóki piłka jest we grze, wszystko jest możliwe.
Paweł Krawulski